Najdłuższy dzień w roku z najlepszą przyjaciółką :)
Cześć :)
Jestem z powrotem. Obrona za mną i całe szczęście, bo szczerze mówiąc miałam już po dziurki w nosie tego stresu związanego z samym egzaminem jak i pytaniami. Dzisiaj pierwszy raz jak sięga pamięć udało mi się spać do oporu - czyli do 10!!!
Zapraszam Was do lektury posta o tym jak spędziłam mój pierwszy dzień wakacji.
Kilka godzin po mojej obronie przyjechała do mnie moja najlepsza przyjaciółka Ola, a na następny dzień, poza kinem i zakupami miałyśmy zaplanowane odwiedzenie ciekawego miejsca na Saskiej Kępie. Z jedzeniem oczywiście ;) Pierwotnie miałyśmy iść gdzie indziej, ale niesprzyjająca pogoda zmieniła nam plany czego szczerze mówiąc nie żałuję, bowiem tego dnia odkryłyśmy niesamowite miejsce z duszą! Oraz przepysznymi pierogami ;)
Wysiadłyśmy na przystanku Międzynarodowa i rozpoczęłyśmy nasz spacer do ulicy Zwycięzców. Okazało się, że jest to bardzo długa ulica i minęło ponad pół godziny zanim znalazłyśmy coś, co przykuło naszą uwagę.
Na początku zrobiłyśmy to, co zawsze prowadziło do zguby Kudłatego i Scooby'ego czyli rozdzieliłyśmy się. Ja poszłam zobaczyć co oferuje knajpka po lewej, a Ola poszła do tej po prawej. Po chwili spotkałyśmy się w "miejscu zbiórki" i relacjonowałyśmy. W moim nie było nic ciekawego i wnętrze było zdecydowanie odpychające. Ola miała mieszane uczucia po zwiadach, ale gdy tylko powiedziała "mix pierogów" ja od razu chciałam tam pójść. Wnętrze rzeczywiście było ciekawe i zapewne gdyby nie Pan, który wychylił się do nas z kuchni, po prostu byśmy wyszły. Zaczął nam z pasją i zainteresowaniem opowiadać o nadzieniach pierogów i pokazał nam danie przygotowane dla jednej z klientek. Gdy zobaczyłyśmy z jakim zaangażowaniem doprawia jedzenie, zdecydowałyśmy się zostać.
Pan nakrył nam do stołu jednocześnie przepraszając za zamieszanie (było tam dużo złożonych krzeseł) i tłumacząc się tym, że dopiero co przyszedł do pracy. Był tak sympatyczny, że od razu nas tym "kupił".
Obie zamówiłyśmy pierogi. Ja zdecydowałam się na mix pierogów (każdy mix kosztuje 15 zł) - ruskich i ze szpinakiem. Ola zamówiła tylko te ze szpinakiem. Oczywiście do picia zamówiłyśmy herbatę.
Poniżej porcja Oli:
i moja:
Przybliżone zdjęcia porcji:
Wyglądają i są przepyszne! Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo nie lubię trafić na zbyt tłuste pierogi lub na oddzielające się ciasto od nadzienia. Tutaj tak nie było. Były pyszne i sycące, ale jak to przystało na łakomczuszki zamówiłyśmy jeszcze po kawałku ciasta z kredensu. Tego dnia było to brownie z orzechami na dnie. Zobaczcie jak pięknie ten Pan nam to podał:
I możecie mi wierzyć, że ostatnie kawałki ciasta już dopychałyśmy, ale było warto. Miejsce ma dwie sale. My siedziałyśmy na tej z krzesłami i wygląda ona tak:
Druga sala jest z kanapami i fotelami, jednakże nie zrobiłam tam zdjęcia, bo Pan w drodze wyjątku pozwolił nam tam zajrzeć i powiem szczerze, że tak się oczarowałam, że zapomniałam o robieniu zdjęć. Ale Wy możecie wybrać się tam sami, jeśli mieszkacie lub będziecie przejazdem w Warszawie. Od razu chciałam zaznaczyć, że w sali z krzesłami (do dyspozycji są też miejsca na dworze) każdy mebel wygląda jakby był z innej bajki, co można zauważyć na powyższych zdjęciach z zastawą stołową. Co nie zmienia faktu, że to nie wygląd danego miejsca o nim świadczy, ale ludzie, którzy to miejsce tworzą. Także bardzo serdecznie polecamy, zarówno ja i Ola.
Miejsce nazywa się Nana cafe i znajduje się na ul. Zwycięzców 15, tuż przy przystanku autobusowym Kryniczna. Można tam dojechać 138.
Nana jest super i na pewno będziemy tam wracać. W menu są też naleśniki słodkie i słone oraz zupy krem.
Tego dnia, ja i Ola czytałyśmy też o wróżbach na noc Kupały (Kupała to bożek słowiański, odpowiednik greckiego Kupidyna) i dwie wydały nam się szczególnie interesujące. Nie robiłyśmy ich, po przeczytaniu opisu będziecie wiedzieć dlaczego ;)
Pierwsza polegała na tym żeby o północy w lesie szukać zioła (nazwę musicie doczytać w internecie) i Waszym zadaniem (kobiet) jest pójście po nie tyłem i nago.
Natomiast druga polegała na złapaniu nietoperza, wrzuceniu go żywcem do ogniska i po zjedzeniu, włożenie we włosy "grzebienia" czyli kręgosłupa. Ponoć ten grzebień miałby przyciągać przyszłego męża.
Proszę Was nie róbcie tego w domu! Ani poza. Oszczędźcie biedne nietoperze. Jeśli natomiast chodzi o zbieraniu zioła nago i o północy to miłej zabawy, ale uważajcie na zboczeńców i dzikie zwierzęta.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i odezwę się niedługo,
Gosia
Jestem z powrotem. Obrona za mną i całe szczęście, bo szczerze mówiąc miałam już po dziurki w nosie tego stresu związanego z samym egzaminem jak i pytaniami. Dzisiaj pierwszy raz jak sięga pamięć udało mi się spać do oporu - czyli do 10!!!
Zapraszam Was do lektury posta o tym jak spędziłam mój pierwszy dzień wakacji.
Kilka godzin po mojej obronie przyjechała do mnie moja najlepsza przyjaciółka Ola, a na następny dzień, poza kinem i zakupami miałyśmy zaplanowane odwiedzenie ciekawego miejsca na Saskiej Kępie. Z jedzeniem oczywiście ;) Pierwotnie miałyśmy iść gdzie indziej, ale niesprzyjająca pogoda zmieniła nam plany czego szczerze mówiąc nie żałuję, bowiem tego dnia odkryłyśmy niesamowite miejsce z duszą! Oraz przepysznymi pierogami ;)
Wysiadłyśmy na przystanku Międzynarodowa i rozpoczęłyśmy nasz spacer do ulicy Zwycięzców. Okazało się, że jest to bardzo długa ulica i minęło ponad pół godziny zanim znalazłyśmy coś, co przykuło naszą uwagę.
Na początku zrobiłyśmy to, co zawsze prowadziło do zguby Kudłatego i Scooby'ego czyli rozdzieliłyśmy się. Ja poszłam zobaczyć co oferuje knajpka po lewej, a Ola poszła do tej po prawej. Po chwili spotkałyśmy się w "miejscu zbiórki" i relacjonowałyśmy. W moim nie było nic ciekawego i wnętrze było zdecydowanie odpychające. Ola miała mieszane uczucia po zwiadach, ale gdy tylko powiedziała "mix pierogów" ja od razu chciałam tam pójść. Wnętrze rzeczywiście było ciekawe i zapewne gdyby nie Pan, który wychylił się do nas z kuchni, po prostu byśmy wyszły. Zaczął nam z pasją i zainteresowaniem opowiadać o nadzieniach pierogów i pokazał nam danie przygotowane dla jednej z klientek. Gdy zobaczyłyśmy z jakim zaangażowaniem doprawia jedzenie, zdecydowałyśmy się zostać.
Pan nakrył nam do stołu jednocześnie przepraszając za zamieszanie (było tam dużo złożonych krzeseł) i tłumacząc się tym, że dopiero co przyszedł do pracy. Był tak sympatyczny, że od razu nas tym "kupił".
Obie zamówiłyśmy pierogi. Ja zdecydowałam się na mix pierogów (każdy mix kosztuje 15 zł) - ruskich i ze szpinakiem. Ola zamówiła tylko te ze szpinakiem. Oczywiście do picia zamówiłyśmy herbatę.
Poniżej porcja Oli:
i moja:
Przybliżone zdjęcia porcji:
Wyglądają i są przepyszne! Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo nie lubię trafić na zbyt tłuste pierogi lub na oddzielające się ciasto od nadzienia. Tutaj tak nie było. Były pyszne i sycące, ale jak to przystało na łakomczuszki zamówiłyśmy jeszcze po kawałku ciasta z kredensu. Tego dnia było to brownie z orzechami na dnie. Zobaczcie jak pięknie ten Pan nam to podał:
I możecie mi wierzyć, że ostatnie kawałki ciasta już dopychałyśmy, ale było warto. Miejsce ma dwie sale. My siedziałyśmy na tej z krzesłami i wygląda ona tak:
Druga sala jest z kanapami i fotelami, jednakże nie zrobiłam tam zdjęcia, bo Pan w drodze wyjątku pozwolił nam tam zajrzeć i powiem szczerze, że tak się oczarowałam, że zapomniałam o robieniu zdjęć. Ale Wy możecie wybrać się tam sami, jeśli mieszkacie lub będziecie przejazdem w Warszawie. Od razu chciałam zaznaczyć, że w sali z krzesłami (do dyspozycji są też miejsca na dworze) każdy mebel wygląda jakby był z innej bajki, co można zauważyć na powyższych zdjęciach z zastawą stołową. Co nie zmienia faktu, że to nie wygląd danego miejsca o nim świadczy, ale ludzie, którzy to miejsce tworzą. Także bardzo serdecznie polecamy, zarówno ja i Ola.
Miejsce nazywa się Nana cafe i znajduje się na ul. Zwycięzców 15, tuż przy przystanku autobusowym Kryniczna. Można tam dojechać 138.
Nana jest super i na pewno będziemy tam wracać. W menu są też naleśniki słodkie i słone oraz zupy krem.
Tego dnia, ja i Ola czytałyśmy też o wróżbach na noc Kupały (Kupała to bożek słowiański, odpowiednik greckiego Kupidyna) i dwie wydały nam się szczególnie interesujące. Nie robiłyśmy ich, po przeczytaniu opisu będziecie wiedzieć dlaczego ;)
Pierwsza polegała na tym żeby o północy w lesie szukać zioła (nazwę musicie doczytać w internecie) i Waszym zadaniem (kobiet) jest pójście po nie tyłem i nago.
Natomiast druga polegała na złapaniu nietoperza, wrzuceniu go żywcem do ogniska i po zjedzeniu, włożenie we włosy "grzebienia" czyli kręgosłupa. Ponoć ten grzebień miałby przyciągać przyszłego męża.
Proszę Was nie róbcie tego w domu! Ani poza. Oszczędźcie biedne nietoperze. Jeśli natomiast chodzi o zbieraniu zioła nago i o północy to miłej zabawy, ale uważajcie na zboczeńców i dzikie zwierzęta.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i odezwę się niedługo,
Gosia
Potwierdzam, Nana to lokal wart odwiedzenia. Łatwo się nim zauroczyć ;)
ReplyDeleteI oczywiście zgadzam się - ten najdłuższy dzień w roku był zdecydowanie jednym z najlepszych. Jeszcze raz gratuluję obrony! :)
Dzięki :) Bużka :*
ReplyDelete