Wy to się ciągle bawicie na tej pedagogice.. (cz.I) pl

Cześć,

słowem wstępu: dzisiaj zapraszam Was na bardziej osobisty post, związany - jak wspomniałam ostatnio - z moim kierunkiem studiów. Dla wielu z Was nie jest tajemnicą, że jestem na piątym roku pedagogiki (lub na drugim roku magisterki jak kto woli) lada dzień obrona, po której z pewnością podzielę się z Wami wrażeniami :)

Dlaczego w ogóle taki post? 
Ponieważ uznałam, że warto byłoby wyjaśnić kilka niejasności związanych z tym kierunkiem, a być może komuś taki post się przyda, w końcu trwa rekrutacja na studia I stopnia.



Chciałabym zacząć od tego jak to się stało, że w ogóle poszłam na te studia. Otóż mniej więcej od 6 klasy moim marzeniem było zostać nauczycielką, ale jak się domyślacie na tamtym etapie moje wyobrażenie o przygotowaniu nauczyciela do pracy było różniące się od tego jak to wygląda w rzeczywistości. Aczkolwiek, to mylne wrażenie czy też wizja bycia nauczycielem, towarzyszyła mi praktycznie do początku moich studiów. Byłam w gronie tych szczęśliwców, którzy od początku wiedzieli na co chcą iść i podczas gdy większość moich koleżanek dopiero w klasie maturalnej wybierała kierunek studiów, ja swój miałam już dawno wybrany.
Pierwsze co mnie zaskoczyło to fakt, że byłam przekonana, że na studiach spotkam ludzi, którzy tak jak ja marzyli o tym by się tam znaleźć od dawna. Nic bardziej mylnego. Od razu podkreślę, że finał finałów znalazłam takie osoby, ale droga jaką pokonałam zanim je poznałam nie była usłana różami. Gdy tylko przyszłam do auli na inaugurację roku akademickiego (która btw do porywających nie należała, ale nauczka na przyszłość - byłam raz i wystarczy) od razu próbowałam nawiązać kontakt z siedzącymi koło mnie osobami. Jakież było moje zaskoczenie gdy okazywało się, że osoby, które poznałam nie dość, że nie są z mojego kierunku, to jeszcze nie chciały być na tych studiach, tylko poszły tam przypadkiem. Nie powiem, byłam rozczarowana.
Kolejne zaskoczenie jakie mnie spotkało to fakt, że rejestrowałam się na studia licencjackie na specjalność wczesnoszkolną i korekcyjną, po czym okazało się, że w połowie listopada musiałam ponownie się rejestrować, tym razem na egzamin ze specjalności. Do prostych on nie należał. Została przeprowadzona wtedy ostra selekcja. Sprawdzane było nasze pismo, sposób wypowiedzi i jak sądzę radzenie sobie ze stresem. Przypuszczam, że 3/4 osób chętnych, na pytanie "dlaczego akurat ta specjalność?" odpowiadało: bo zawsze chciałam pracować z dziećmi. I tak, ja też byłam wśród tych osób, jednakże w moim przypadku udało się i dostałam się na tę specjalność.
Skąd w ogóle taki tytuł posta?
Wydaje mi się (i nie tylko mnie, bo pytałam koleżanek ze studiów), że w społeczeństwie jest przeświadczenie, że jak ktoś nic nie umie, do niczego się nie nadaje, to niech idzie na pedagogikę, bo nie dość, że to łatwe studia, to jeszcze przyjemne, bo w końcu "my się tu tylko bawimy".
Otóż, gdy szłam na studia nie ukrywam, że wydawało mi się, że przygotowanie nauczyciela do zajęć polega na ułożeniu sobie planu, zapoznaniu się z przewodnikiem metodycznym i wio! Bardzo się zdziwiłam gdy na kilku zajęciach uczono nas pisania konspektów/scenariuszy zajęć. Okazało się, że nie dość, że jest oczekiwane żebyśmy napisały (odsetek mężczyzn jest niewielki na tych studiach, więc jak ktoś chce iść tam na podryw, to lepiej na politechnikę) co chcemy osiągnąć na zajęciach (cele ogólne i operacyjne) metody pracy, formy, środki dydaktyczne (co nam się przyda na lekcji) itd. to jeszcze podział metod czy form jest inny dla każdego przedstawiciela dydaktyki(czyli tak jakby nauki o nauczaniu). Jeżeli zaczynamy pisać np. z Kupisiewicza, to już jego musimy się trzymać w całym konspekcie. A teraz, wyobraźcie sobie, że musicie takich konspektów pisać około 10 tygodniowo, jak nie więcej. Należy tam jeszcze załączyć przebieg zajęć - czyli jakie pytania mogą pojawić się ze strony ucznia, czego będą się uczyli oraz w jaki sposób chcemy im tę wiedzę przekazać oraz jak ich zaktywizujemy. Nie chcę tu nikogo straszyć, zwłaszcza, że da się tego nauczyć i po pewnym czasie wchodzi w krew, ale bez przesady, my się tu wcale nie bawimy.( Jeśli pojawią się takie głosy to kiedyś umieszczę na blogu najważniejsze elementy, które musi zawierać konspekt.)
Kolejna kwestia to przedmioty nie do końca związane z zainteresowaniami czy tematyką studiów. Dla przykładu: Na studiach miałam z 8 psychologii w ciągu 5 lat, 3 prawa w tym wybrane zagadnienia prawa, prawo oświatowe oraz prawo konstytucyjne i międzynarodowe, historię wychowania, dwie filozofie, statystykę, ze trzy socjologie, problemy współczesnej Europy, matematykę itd (i co kopara opadła?) Oczywiście wiadome jest, że miałyśmy także metodyki nauczania np. edukacji polonistycznej czy przyrodniczej (musiałyśmy się nauczyć wielu gatunków ptaków i roślin i nie tylko wróbla i stokrotki) oraz przedmioty związane z wychowaniem przedszkolnym. Dużo przedmiotów było poświęcone rozwojowi dziecka np. emocjonalnemu czy rozwoju mowy (uczyłyśmy się etapów jej powstawania). Także radzę Wam - w pobliżu osób studiujących pedagogikę darujcie sobie tekst o wiecznej zabawie i nic nie robieniu, bo prawda jest taka, że przedmioty nie są łatwe, a biurokracji jest bardzo dużo.
Inna kwestia to praktyki, których o dziwo nikt Wam nie załatwi, chyba, że Wasza mama jest nauczycielką. Musicie sami pójść i się prosić o to, by ktoś Was przyjął na praktyki. Na pierwszym roku jest to tylko obserwacja, ale od drugiego zaczyna się prowadzenie, pisanie konspektów, a dokumentacja praktyk to jakiś dramat. I znów przypominam, że moim celem nie jest odstraszenie, tylko uświadomienie, że bynajmniej nie będziecie tylko skakać na skakance, jeżeli w ogóle będziecie, na tych studiach.
Powiem tak: osoby, które czują, że jest to kierunek dla nich, zachęcam jak najbardziej. Zdobędziecie wiele informacji na temat rozwoju dziecka, zaburzeń jakie mogą pojawić się w rozwoju prenatalnym, co determinuje zaburzenia oraz wiele innych przydatnych aspektów, chociażby w przyszłości, gdy będziecie planować zakładanie rodziny. Poznacie wiele podejść do wychowania, co zapewne ułatwi Wam wybranie najkorzystniejszego dla Was sposobu wychowania własnych dzieci czy cudzych - w szkole, przedszkolu, poradni czy gdzie tam będziecie pracować.

Ten post już i tak jest dosyć długi, więc w tym momencie Was zostawiam. Planuję napisanie jeszcze posta o specjalnościach na pedagogice oraz ich zakresu. Bardziej szczegółowo będę mogła opisać te specjalności, na które ja chodziłam. Ponadto, myślę, że powstanie post o studiach, jak to w ogóle wygląda (od razu podkreślmy- na wszystkich uczelniach nie jest tak samo, ale mogę opowiedzieć o tym jak to wyglądało u mnie).
Ale wszystko po kolei, w razie pytań piszcie czy to w komentarzach czy drogą mailową - ja naprawdę nie gryzę.
Na początku tygodnia postaram się wstawić post o ciekawej książce, którą przeczytałam.

Pozdrawiam i życzę Wam przemiłego weekendu,

Gosia

Comments

  1. O proszę, okazuje się że pedagogika to nie tylko praca z dziećmi, ale obejmuje o wiele, wiele więcej. Bardzo ciekawy post, pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jupi :) Cieszę się, że tak sądzisz.

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Jak ułatwić sobie życie - czyli generatory dla nauczyciela pl

USOS nie taki straszny :) pl