O wspaniałym człowieku - Panu Makuszyńskim pl
Cześć,
odnośnie poprzedniego posta chciałam tylko powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa, że pozbyłam się bólu związanego z niewłaściwym postrzeganiem mojego kierunku i że mogłam się z Wami tym podzielić, bo mimo, że nie ma wielu komentarzy (za te co się pojawiają bardzo dziękuję :)) to ktoś tego bloga czyta (statystyki nie kłamią :P) i jest mi z tego powodu miło!
Dzisiaj dla odmiany krótki post o książce, która z pewnością zasługuje na to, by napisać o niej kilka słów. Na tapet biorę "Słońcem na papierze. Wesoła opowieść o Kornelu Makuszyńskim." Anny Czerwińskiej-Rydel. Chciałam od razu zaznaczyć, że bardzo lubię książki tej Pani i nie wiem jak to się stało, że jak dotąd o żadnej nie wspomniałam.
Z książki dowiedziałam się, że Kornel Makuszyński był najmłodszym z sześciorga rodzeństwa - miał same starsze siostry. Książka powstała przy pomocy właścicieli Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, które udostępniło autorce zdjęcia i wszelkie potrzebne materiały o pisarzu.
Z jego książek najlepiej wspominam "Szatana z siódmej klasy", "Szaleństwa panny Ewy" i "Przyjaciel wesołego diabła". Nie były to moje lektury szkolne, ale zachęcona przez rodziców sięgnęłam po nie w szkole podstawowej. Mówiąc o "Szatanie..." nie można zapomnieć o wspaniałym filmie o tym samym tytule, w którym zadebiutowała Pola Raksa. Uwielbiałam to oglądać. Gdy tylko leciał na kanale Kino Polska, nie można było mnie odciągnąć od telewizora. Tym, co nie oglądali, bardzo polecam. Zresztą mam wrażenie, że pierwowzorem kłopotów w szkole tytułowego Szatana - Adasia Cisowskiego były problemy powodowane przez Kornela Makuszyńskiego.
W książce przeczytałam też o okolicznościach powstania Koziołka-Matołka (bardzo ciekawa anegdota) oraz o tym, że to Kornel Makuszyński był tym, który podarował narty Helenie Marusarzównie i jej bratu, którzy później zostali narciarzami.
Książkę czytałam sama, tym razem bez dzieci i po godzinie-półtorej była skończona, chociaż zdaję sobie sprawę, że z dziećmi byłoby znacznie wolniej to i tak polecam, a poza tym zachęcam do czytania tych "starych" książek i nie tylko Pana Tadeusza.
Tym miłym akcentem kończę i życzę Wam cudownego tygodnia. Trzymajcie się,
Gosia
odnośnie poprzedniego posta chciałam tylko powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa, że pozbyłam się bólu związanego z niewłaściwym postrzeganiem mojego kierunku i że mogłam się z Wami tym podzielić, bo mimo, że nie ma wielu komentarzy (za te co się pojawiają bardzo dziękuję :)) to ktoś tego bloga czyta (statystyki nie kłamią :P) i jest mi z tego powodu miło!
Dzisiaj dla odmiany krótki post o książce, która z pewnością zasługuje na to, by napisać o niej kilka słów. Na tapet biorę "Słońcem na papierze. Wesoła opowieść o Kornelu Makuszyńskim." Anny Czerwińskiej-Rydel. Chciałam od razu zaznaczyć, że bardzo lubię książki tej Pani i nie wiem jak to się stało, że jak dotąd o żadnej nie wspomniałam.
Z książki dowiedziałam się, że Kornel Makuszyński był najmłodszym z sześciorga rodzeństwa - miał same starsze siostry. Książka powstała przy pomocy właścicieli Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, które udostępniło autorce zdjęcia i wszelkie potrzebne materiały o pisarzu.
Z jego książek najlepiej wspominam "Szatana z siódmej klasy", "Szaleństwa panny Ewy" i "Przyjaciel wesołego diabła". Nie były to moje lektury szkolne, ale zachęcona przez rodziców sięgnęłam po nie w szkole podstawowej. Mówiąc o "Szatanie..." nie można zapomnieć o wspaniałym filmie o tym samym tytule, w którym zadebiutowała Pola Raksa. Uwielbiałam to oglądać. Gdy tylko leciał na kanale Kino Polska, nie można było mnie odciągnąć od telewizora. Tym, co nie oglądali, bardzo polecam. Zresztą mam wrażenie, że pierwowzorem kłopotów w szkole tytułowego Szatana - Adasia Cisowskiego były problemy powodowane przez Kornela Makuszyńskiego.
W książce przeczytałam też o okolicznościach powstania Koziołka-Matołka (bardzo ciekawa anegdota) oraz o tym, że to Kornel Makuszyński był tym, który podarował narty Helenie Marusarzównie i jej bratu, którzy później zostali narciarzami.
Książkę czytałam sama, tym razem bez dzieci i po godzinie-półtorej była skończona, chociaż zdaję sobie sprawę, że z dziećmi byłoby znacznie wolniej to i tak polecam, a poza tym zachęcam do czytania tych "starych" książek i nie tylko Pana Tadeusza.
Tym miłym akcentem kończę i życzę Wam cudownego tygodnia. Trzymajcie się,
Gosia
Comments
Post a Comment