Jak to jest z tymi studiami? (cz. I ?) pl

Cześć,

pisząc wczoraj posta nie przypuszczałam, że wrócę do Was tak szybko. Jednak gdy uświadomiłam sobie, że w sobotę wyjeżdżam, to sami wiecie jak to przed wyjazdem bywa. Nagle okazuje się, że trzeba coś kupić, spisuje się listę rzeczy na wyjazd(przynajmniej ja tak mam) i nagle człowiek uświadamia sobie, że nie ma jeszcze tego, tego i tamtego. Dlatego też, póki nie ogarnęły mnie przygotowania (przynajmniej nie w zaawansowanym stopniu, listę napisałam dwa tygodnie temu:P) to uznałam, że napiszę dla Was posta o studiach. Nie tylko o pedagogice. O tym, jak to wyglądało na mojej uczelni i pewne rzeczy, które są stałe dla wszystkich, bez względu na uczelnię czy kierunek.

Spisałam sobie listę rzeczy, które moim zdaniem są istotne do przedstawienia. Nie twierdzę, że w tym poście ujmę wszystko, co najważniejsze, stąd znak zapytania w tytule. Porozmawiam ze znajomymi, popatrzę w internecie co najczęściej zastanawia młodych ludzi odnośnie studiów i wrócę do Was z częścią drugą.

Na początek, co mnie zaskoczyło na studiach? Poszłam na studia (dzienne i o takich będę pisać) w 2012 r po maturze i byłam pierwszym rocznikiem u którego odchodziło się od papierowych indeksów, a popularyzowało się te internetowe. U nas, a także na innych uczelniach, jak wiem od znajomych, pojawił się USOS czyli Uniwersytecki System Oceniania Studentów. (W kolejnych częściach przygotuję poradnik jak korzystać z USOS-a).
 Z jednej strony było to o tyle wygodne, że można było sprawdzać oceny w domu, a nie latać z indeksem po wykładowcach, z drugiej strony minusem jest to (moim zdaniem), że po pierwsze nie mamy indeksu na pamiątkę, tylko wydruk z usosa, poza tym czasami zdarza się, że wykładowca powie, że wstawi nam daną ocenę, po czym zapomni (zapomnieć rzecz ludzka) i o ile w papierowym indeksie od razu mielibyście ocenę, to jeśli chodzi o usosa, jesteście zmuszeni wysyłać maile lub chodzić na dyżury i przypominać o sobie. Nie brzmi fajnie, nie? I bynajmniej fajne nie jest, ale zdarza się, więc uprzedzam.



Skoro już o ocenach mowa, to warto żebyście wiedzieli, że na studiach nie ma oceny niedostatecznej - 1, co nie znaczy, że nie można nie zdać danego przedmiotu. Jak najbardziej można, sama jestem przykładem poprawiania egzaminu z prawa (udało się ochronić od warunku na szczęście).
Najgorsza ocena na studiach to 2, w usosie wyświetla się na czerwono i należy ją poprawić, ponieważ dwója na koniec przyczynia się do warunku. Kwestię warunku poruszę w innym poście.
W skrócie, jest to powtarzanie danego przedmiotu w następnym roku akademickim za opłatą, zależną od ilości punktów ECTS dla danego przedmiotu. ECTS to Europejski System Transferu Punktów. Dana ilość punktów jest przypisana do każdego przedmiotu i w momencie gdy go zaliczacie, dostajecie punkty niezbędne do zaliczenia roku. Jeżeli jednak nie zaliczycie przedmiotu w terminie zerowym, pierwszym lub poprawkowym, to wtedy jesteście zmuszeni płacić za powtarzanie tego przedmiotu w roku następnym(akademickim). Skala ocen na studiach to od 2 do 5. Nie ma szóstek, są za to oceny połówkowe np. 4,5.





Kolejną sprawą jest plan zajęć akademickich. Na mojej uczelni (APS) wyglądało to tak, że dostawaliśmy gotowy plan trochę jak w szkole, z tymże jeśli chcieliśmy go zmodyfikować, to mogliśmy iść do Działu Planowania lub dogadywać się indywidualnie z wykładowcami. Gdy rozpoczynacie studia jesteście przypisani do danej grupy i jeśli np. zajęcia pokrywają Wam się z zajęciami dodatkowymi lub np. pracą, to wtedy możecie sprawdzić na usosie, czy dany wykładowca prowadzi interesujący Was przedmiot z inną grupą i wtedy możecie spróbować poprosić go o możliwość uczestniczenia w zajęciach z inną grupą o innej godzinie. Z tego co się orientuję, na UW nie dostaje się gotowych planów zajęć tylko jest rejestracja na przedmioty Was interesujące. Jest pula przedmiotów obowiązkowych, ale są też te fakultatywne (dodatkowe), które wybieracie sami, z tymże musicie zwracać uwagę na przypisane im punkty ECTS, bo tak jak już wspominałam przy zakończeniu roku musi się zgadzać liczba punktów i przy rozpoczynaniu również. Wasz pakiet przedmiotów musi mieć określoną sumę ECTS. Wydaje mi się, że wszędzie ta pula jest identyczna i musi wynosić 60 ECTS.

Skoro już o rejestracji na przedmioty mowa, to mogę podzielić się informacjami o rejestracjach, w których ja brałam udział. Tak jak wspomniałam, na mojej uczelni miałam gotowy plan zajęć, jednakże na niektóre z nich musiałam się rejestrować. Na pierwszym roku był to wf. Obowiązkowy, bez możliwości nieobecności. Jeśli kogoś nie było, to ponownie - witamy na usosie- należało sprawdzić kiedy dany trener ma zajęcia. W przypadku gdy prowadził tylko Wasze, należało pójść do innego trenera, zgłosić, że chcielibyście (musicie!) odrobić zaległą nieobecność i wydaje mi się, że wtedy dostawało się kartkę, albo trzeba było powiedzieć potem trenerowi, że odrabiało się takiego dnia u tej i u tej osoby.

Przy rejestracji na wf miałam do wyboru - zajęcia ogólnorozwojowe, jogę, aerobic, streching, pilates, siatkówkę, tenisa stołowego, korektywę, siłownię i tyle pamiętam. Bardzo chciałam chodzić na jogę lub korektywę (na kręgosłup) i nie wiedziałam, że jak się rejestruję to powinnam zerkać na plan zajęć. Wydawało mi się, że wyświetlają się wyłącznie zajęcia dostępne dla danej osoby. Potem okazało się, że zarejestrowałam się na korektywę i na planie pojawiła się ona obok ćwiczeń z innego przedmiotu. Poszłam do trenerki żeby to wyjaśnić i od niej dowiedziałam się, że muszę przerejestrować się na coś innego (coś, co zostało, konkretnie mówiąc) tak, by pasowało do mojego planu. I tak o to, wylądowałam na zajęciach ogólnorozwojowych. Był to taki typowy wf jak w liceum z dodatkiem siłowni, w zależności od tego, co danego dnia było wolne. No i oczywiście najważniejszy fakt to to, że wf trwał 1,5 godziny. Masakra. Nigdy nie lubiłam wf-u i powiem szczerze, że byłam załamana, że nie trwa 45 minut. Zresztą jak wszystkie zajęcia. Kończąc liceum, żegnając nauczycieli i kolegów, pożegnajcie też lekcje 45 minutowe. Na studiach zajęcia trwają 1,5 godziny lub 3 godziny. Przy 1,5 godzinnych przysługuje Wam przerwa 10-15 minut, ale zazwyczaj się jej nie robi, tylko siedzi się ciągiem, po to, by szybciej iść do domu lub by później mieć dłuższą przerwę. Na początku, przyznaję - to było trudne. Człowiek w szkole ledwo siedział te 45 minut, a tutaj nagle dwa razy tyle? Da się przyzwyczaić i w końcu się każdy z tym godzi i działa to w odwrotną stronę. Gdy z koleżankami musiałyśmy prowadzić zajęcia w szkołach, niektóre z nas (w tym ja) miałyśmy problem z czasem. 45 minut to było tak mało czasu na poprowadzenie lekcji, że często dzwonek ucinał nam w połowie. Ciężko, było ciężko.

Dzwonek to kolejna rzecz, która zostaje w liceum i nie ma jej na studiach. Wykładowcy sami pilnują czasu, czasem przetrzymują, ale zdarza się też, że wypuszczają wcześniej. Pamiętam, że początkowo czekałam jak na zbawienie na dzwonek. Jakież było moje zaskoczenie, gdy go nie usłyszałam.

Jeśli chodzi o przedmioty, na które się rejestrowałam to były to na pewno lektoraty, wykłady w języku obcym oraz seminaria. Na studiach pierwszego stopnia - czyli na licencjacie, przez dwa lata chodzi się na lektorat z wybranego przez siebie języka. Rejestracja polegała na tym, że wybierało się dany język, następnie pisało się egzamin online i po pewnym czasie (daty były podane na stronie) było się informowanym, że dostało się do grupy o numerze takim i takim i do danego prowadzącego. Początkowo, miałam logować się na inny język niż angielski, jednakże bałam się, że napotkam w grupie osoby, które w liceum miały te języki rozszerzone i że nie dam rady ich dogonić, więc zarejestrowałam się na angielski. Nie żałuję. Trafiłam do przesympatycznej prowadzącej, w momencie gdy na pierwszym roku ciągle miałam kłody pod nogami, związane z dziwną grupą, zajęciami, nieszczęsnym wf-em, to ona dodawała mi skrzydeł i naprawdę czekałam z niecierpliwością na zajęcia z nią. Ponieważ odbywały się one raz w tygodniu przez 1,5 godziny, wymagały od nas pracy samodzielnej w domu. Nadrabiania słownictwa, wypełniania e-learningów. Ale ponieważ lubię język i jego nauka sprawia mi przyjemność, nie było to dla mnie problemem.
Natomiast wykłady w języku obcym to była żenada. Miałam jeden na licencjacie, i jeden na magisterce i szczerze, nie powaliły mnie na kolana. Były dla mnie zrozumiałe, ale ta prowadząca, to dno. Źle zrobiłam, że nie zarejestrowałam się do innej, no ale trudno. Rejestracja zaczynała się podanego w usosie dnia o danej godzinie. I owszem znalazły się luzaki, które rejestrowały się wieczorem (rejestracja zaczęła się rano), ale na prawdę nie warto. Liczba miejsc jest ograniczona (tak samo na seminariach i jeśli przegapicie daną rejestrację, to system wrzuci Was gdzie popadnie. Np. na wykład po rosyjsku. Także nie polecam i radzę robić to, co większość studentów - siedzieć i odświeżać usosa.  Jeszcze jedna sprawa to to, że lektorat na licencjacie kończy się egzaminem B2 i dostajecie dokument mówiący o Waszym poziomie angielskiego (to nie FCE). Na magisterce nie ma już zajęć z języka, tylko wspomniany wcześniej wykład w języku obcym.

Ostatnia rzecz na dziś to to, że na studiach nie ma klas, tylko są grupy. Nie ma lekcji tylko są zajęcia, które możemy podzielić na wykłady, ćwiczenia, laboratoria i warsztaty. Dwa ostatnie wymagają od Was największej aktywności i zaliczeniem najczęściej nie są egzaminy lub zaliczenia (o tym w następnej części) tylko projekty. Poza tym nie ma przewodniczącego klasy, skarbnika itd.. Jest za to starosta danej grupy. Najlepiej sprawdzają się osoby, dla których nie są to pierwsze studia.

Mam nadzieję, że udało mi się wyposażyć Was w nową wiedzę, a nie tylko zestresować. Mam jeszcze mnóstwo rzeczy, o których chcę Wam powiedzieć, ale to następnym razem, bo ten post i tak już jest bardzo długi.

Pozdrawiam Was serdecznie i postaram się napisać jeszcze przed wyjazdem.

Buziaki,
Gosia


P.S mam nadzieję, że naprawdę te moje posty Wam pomogą. Jak ja szłam na studia byłam zupełnie zielona, nic nie wiedziałam i zdobywałam wiedzę o tym, jak wszystko działa, sama. Ale ponieważ pamiętam, jakie to było dla mnie trudne, chcę Wam pomóc i mam nadzieję, że dzięki temu będziecie mniej zaskoczeni niektórymi sprawami na uczelni.

Comments

  1. Widać że artykuł z serca pisany, powoli dowiaduje się co mnie czeka za parę miesięcy :) Z niecierpliwością czekam na więcej!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cieszę się bardzo, że tak mój post został odebrany :) Pozdrawiam!

      Delete
  2. Jestem Ci tak wdzięczna za tę serię! Studenci zazdrośnie strzegą tych "sekretów" i przez dłuższy czas niczego nie mogłam się dowiedzieć ;) Teraz jestem pewna, że wiele mi się rozjaśni i będę spokojniejsza rozpoczynając studia!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Och tak coś o tym wiem :/ Chyba wszyscy zakładają, że pierwszoroczni mają się pomęczyć i sami zdobyć doświadczenie. Robię co w mojej mocy żeby choć odrobinę informacji Wam przekazać :) Dobrego dnia!

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Jak ułatwić sobie życie - czyli generatory dla nauczyciela pl

USOS nie taki straszny :) pl